Straż Miejska w Szczecinie
AKTUALNOŚCI
Terroryzował sąsiadów...Terroryzował sąsiadów...
Wczoraj, około południa dyżurny straży miejskiej otrzymał informację o mężczyźnie, który terroryzuje sąsiadów swojej kamienicy przy ul. Reja, że skoczy z okna a wszystkich wysadzi w powietrze. Desperat postawił na nogi wszystkie służby w mieście. Miejsce zdarzenia zabezpieczali: Policja, Straż Miejska, Straż Pożarna. Dyżurny DTM-SM powiadomił Pogotowie Gazowe i Energetyczne o potrzebie odcięcia dopływu gazu i energii elektrycznej w kamienicy. Negocjacje trwały bardzo długo, w końcu zadecydowano o ewakuacji mieszkańców (straż miejska załatwiła od ZDiTM bus dla ludzi, którzy opuścili swoje mieszkania). Około godz. 19.00 mężczyzna po wejściu Policji z Oddziału AT został zabrany przez Pogotowie do szpitala.
Dzisiejsza prasa ad vocem wczorajszych wydarzeń:
"Sparaliżowana kamienica"
Od kilkunastu dni towarzyszył im strach. Wiedzieli, że coś się wydarzy, bo Krzysztof, na którego w okolicy wołają Kuba zaczął im wygrażać, ni stąd ni zowąd. W Wielkanoc wystawił na klatkę krzesło, wziął kawę, ciastko i obserwował, co dzieje się na klatce.
Wczoraj mieszkańcy kamienicy przy ul. Reja w Szczecinie przez kilka godzin nie mogli wejść do swoich mieszkań - Krzysztof zagroził, że popełni samobójstwo. Sąsiedzi twierdzą, że problemy ze zdrowiem psychicznym miał od zawsze. Ale dopóki jeszcze żyła jego matka, kontrolowała, czy zażywa leki - nie było z nim żadnych kłopotów. Zaczęły się trzy lata temu, kiedy zmarła, został sam z ojcem.
- Dwa tygodnie temu po ojca przyjechał brat Krzysztofa, podobno nie radził już sobie z synem, bał się go - opowiada pani Natalia. - Ja też się bałam, odkąd zwyzywał mnie kilka dni temu, krzyczał też na moją mamę. Krzysztof już kiedyś chciał wyskoczyć z okna, zaraz po śmierci matki, potem przez kilkanaście miesięcy w ogóle nie wychodził z domu. Teraz sytuacja się powtórzyła. W klatce mamy podobny problem z jeszcze jednym sąsiadem. Człowiek cały czas zastanawia się czy coś nie wybuchnie, czy będzie miał do czego wracać...
Bardzo inteligentny i oczytany - tak mówią o pięćdziesięcioletnim mężczyźnie sąsiedzi. Wczoraj przestraszyli się już nie żarty.
- O szóstej rano włączył muzykę, było głośno - relacjonuje pani Dorota. - A około dziewiątej, na parterze obłożył się książkami i zaczął zmuszać nas do tego, byśmy podpisali petycję, że nie zapłacimy za sprzątanie strychu - miał przy sobie dwa noże, wymachiwał nimi. W końcu jeden wytrącił mu z ręki sąsiad. Wezwaliśmy pomoc.
Na miejsce przyjechała policja i pogotowie.
- Był spokojny, podpisał oświadczenie, że nie chce być hospitalizowany, więc wyszliśmy. Gdyby człowiek wiedział, że tak to się wszystko potoczy, to może udałoby mi się go zmusić do leczenia - przyznaje lekarz pogotowia ratunkowego.
Niedługo potem na ulicę Reja przyjechały także inne służby, negocjatorzy, wrócić musiała również karetka: Krzysztof zabarykadował drzwi i oznajmił, że skoczy z okna. Ulicę zamknięto, pod budynkiem ustawiono skokochrony. Desperat wywiesił w oknie flagę biało-czerwoną, zaczął krzyczeć, iż policjanci go okradli, wyrzucał kwiaty. Potem na oczach gapiów umył się, wyczyścił szyby. W kamienicy odcięto prąd i gaz, od południa jej lokatorzy nie mogli wchodzić do swych mieszkań. O godzinie 14 służby zaczęły usuwać publikę, tak by Krzysztof zauważył, iż nie ma już audytorium. Przyjechali antyterroryści, cały czas trwały negocjacje. Nie przytniosły one skutku i antyterroryści wyprowadzili o godz.18.30 Krzysztofa z mieszkania odwożąc go do szpitala.
Dramat Krzysztofa i dramat jego sąsiadów rozegrał się wczoraj na Niebuszewie. Został przerwany w samą porę , choć sąsiedzi i okoliczni mieszkańcy zostali poddani trudnej próbie. Zdenerwowani lokatorzy narzekali na prawo, które zabrania - bez zgody - osoby zainteresowanej na umieszczenie jej w szpitalu, pomimo że jej zachowanie zagraża bezpieczeństwu innych. Rozmawiano o ogromnych kosztach tej akcji, której można było uniknąć...
"Kurier Szczeciński" z dn.22.04.2009