Piszą o nas

Chłopcy plakatowcyChłopcy plakatowcy

– Chcieliśmy tylko pokazać niesprawiedliwą, według nas, rzeczywistość. Pokazać społeczeństwu łamanie prawa. Podobny przykład mamy teraz w Rosji – takiego porównania

użył szef szczecińskich Młodych Demokratów opowiadając wczoraj w sądzie o jednej z ubiegłorocznych akcji stowarzyszenia. Zakończonej procesem dla jednego z jej uczestników.

We wrześniu 2011 roku członkowie szczecińskich Młodych Demokratów (młodzieżowej przybudówki Platformy Obywatelskiej) urządzili przed Urzędem Miasta mały happening.Na jednej z latarni zawiesili listy gończe piętnujące trójkę kandydatów szczecińskiego PiS do parlamentu – Stefanię Biernat, Krzysztofa Zarembę i Marka Duklanowskiego. Według MD plakaty wyborcze tych polityków miały być nielegalnie rozwieszane w mieście. Tuż po umocowaniu listów gończych pojawili się strażnicy miejscy, którzy ukarali dwóch uczestników akcji mandatami. Zdaniem funkcjonariuszy mieli oni naruszyć artykuł 63 a par. 1 kodeksu wykroczeń. Dlatego strażnicy chcieli ich ukarać mandatami. Jeden z młodych polityków mandat przyjął. Drugi – Sebastian Płachecki – odmówił. Dlatego jego sprawa trafiła do szczecińskiego Sądu Rejonowego. Wczoraj odbyła się kolejna rozprawa. Zeznania składało czterech świadków. – Celem naszego happeningu miało być zwrócenie uwagi społeczeństwa na problem nielegalnego wieszania plakatów przez niektórych polityków. Nasze miały wisieć kilka minut i zostać zdjęte. Dlatego nie występowaliśmy o zgodę na udostępnienie latarni, na której miały być powieszone. Ale ledwo zawisły, z bardzo brawurową akcją ruszyli do nas strażnicy miejscy – opowiadał jeden ze świadków. Nie do końca poczuwa się do winy. Ale mandat przyjął, bo „nie chciał tracić czasu na chodzenie po sądach”. Próbował za to wyjaśnić, dlaczego w trakcie happeningu mieli na głowach kominiarki. – To była taka konwencja pokazująca, że nielegalne wieszanie plakatów jest przestępstwem. A kominiarka kojarzy się z popełnianiem przestępstw – zeznał młody polityk.


Sporą wesołość na sali rozpraw wzbudziły za to zeznania kolejnego świadka – Macieja Grabowicza, szefa szczecińskich Młodych Demokratów. Sędzia musiała kilkakrotnie upominać, niekryjących śmiechu, jego partyjnych kolegów przysłuchujących się rozprawie. – Chcieliśmy tylko pokazać niesprawiedliwą, według nas, rzeczywistość. Pokazać społeczeństwu łamanie prawa. Podobny przykład mamy teraz w Rosji – stwierdził Grabowicz. Kiedy sąd zainteresował się, w jaki sposób Młodzi Demokraci zamierzali usunąć plakaty, świadek barwnie zaprezentował trzy metody takich działań. – Pierwsza to mocny, jednostajny, ruch ręką. Druga – przypalanie zapalniczką. Wtedy plastikowa opaska, dzięki której plakat był zaczepiony, traci swoje właściwości. No i trzecia, np. szczypcami – opowiadał świadek. Następny z zeznających zapewniał, że przed happeningiem nie zwracali się do Zarządu Dróg i Transportu Miejskiego o zezwolenie na zawieszenie plakatów na latarni przed magistratem, bo chcieli tylko z niej skorzystać przez kilka minut. – A ZDiTM pobiera opłaty dopiero od doby. Tak wynika z taryfikatora. A zezwolenie na takie wykorzystanie latarni jest wydawane razem z opłatą – zapewniał świadek. Sąd postanowił więc uzyskać dodatkową opinię ZDiTM w tej sprawie. Kolejna rozprawa – w połowie września.

Źródło: Kurier Szczeciński, str. 1,5, z dn.21.08.2012r.

Dariusz Staniewski